podróże, wyprawy, relacje
ARTYKUŁYKRAJEGALERIEAKTUALNOŚCIPATRONATYTAPETYPROGRAM TVFORUMKSIEGARNIABILETY LOTNICZE
Geozeta.pl » Spis artykułów » Australia i Oceania » Strzelecki World Odyssey - Tasmania 2008 - Dziennik podróży
reklama
Monika Oksza Strzelecka
zmień font:
Strzelecki World Odyssey - Tasmania 2008 - Dziennik podróży
artykuł czytany 981 razy

W poszukiwaniu diabła tasmańskiego.

Tasmania stała się kolejnym celem niekończącej się Przygody, jaką od kilku lat jest dla nas przemierzanie świata śladami wybitnego podróżnika Pawła Edmunda Strzeleckiego. Wcześniej zwiedziliśmy już Australię, Amerykę Północną (USA i Kanadę), Kostarykę oraz Amerykę Południową (Ekwador, Peru, Boliwię i Chile). Podróż do Tasmanii była po Australii, Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Ameryce Południowej kolejną naszą wyprawą śladami Pawła Edmunda Strzeleckiego wpisaną w wieloletni projekt podróżniczy Strzelecki World Odyssey. Zafascynowani osiągnięciami i osobowością tego podróżnika, a zarazem dalekiego przodka z linii Oksza Strzeleckich, wędrujemy po świecie poznając miejsca, do których on docierał blisko 170 lat temu. Mimo wszystkich ułatwień w podróżowaniu, które towarzyszą współczesnym nam czasom, wciąż w zdumienie i podziw wprawia nas to, co czynił jako podróżnik Strzelecki. Tasmania, dosyć dzika i trudna miejscami do przebycia wyspa, uświadomiła nam najpełniej, jakich trudności na drodze mógł doświadczyć Strzelecki. Przebyć pieszo przylądek Portland, gdzie w znacznej odległości nie ma żadnej osady ludzkiej, a w gęstym buszu zetknąć się można z diabłami tasmańskimi? Doświadczyliśmy na własnej skórze, że istnieją takie miejsca na Tasmanii, gdzie naprawdę diabeł mówi dobranoc - są to zakątki trudne do zdobycia, znajdujące się niemalże na końcu świata. Takie właśnie tereny przemierzaliśmy, kierując się opisami trasy przebytej przez Strzeleckiego, który wiele lat temu przechodził tędy pieszo z dwoma towarzyszami i dwoma jucznymi końmi. "The Times" z 30 marca 1841 r. tak opisuje Strzeleckiego: "Hrabia jest niezmordowanym badaczem i nie cofa się przed żadnymi trudnościami. Przeszedł pieszo całą Ziemię Van Diemena. Wystarcza mu trochę chleba i wody, a poza tym zdaje się na los szczęścia. Tylko wielka siła ducha może sprostać takim trudom, sama siła fizyczna tu nie wystarczy". Niestety nasza podróż nie miała tak heroicznego wydźwięku, ponieważ wody nam nie brakowało, a samochód terenowy ułatwiał przemieszczanie się po trudnych nawet terenach. Ale najważniejsza była pasja, która towarzyszyła nam podczas całej wyprawy.
Termin wyjazdu: 31 marca - 16 kwietnia 2008

Wiza: nie ma żadnych problemów z otrzymaniem wizy australijskiej - wniosek można złożyć przez Internet, procedura trwa do 3 tygodni, a sama wiza jest bezpłatna.

Waluta: 1 AUD $ = 0,90 USD = 2 PLN = 0,60 EUR; w większości korzystaliśmy z płatności kartą VISA, natomiast w dolary australijskie zaopatrzyliśmy się

Przelot: Poznań - Berlin - Frankfurt - Singapur - Sydney

Bilety lotnicze kupiliśmy przez Biuro Podróży ERCOM na trasę: Frankfurt - Sydney za 3.954 zł ( w tym powrotne). Trzy tygodnie przed wylotem z Polski zarezerwowaliśmy też przez Internet (www.skyscanne.pl) bilety na Tasmanię z Sydney do Launceston za 164 AUD $/os. - w jedną stronę linii Virgin Blue, a w powrotną Jetstar.
Z Berlina wylecieliśmy do Frankfurtu Lufthansą 30 marca o 21:25 (przylot o 22:35). We Frankfurcie sprawdzono w moim bagażu podręcznym słodycze, czy nie zawierają heroiny. O godz. 23:55 zostaliśmy usadowieni w samolocie australijskich linii Quantas Airways zmierzaliśmy do Singapuru (11 godzin lotu). O 18:00 tamtejszego czasu (po przesunięciu czasowym) wylądowaliśmy w Singapurze, a o 19:50 mieliśmy wylot do Sydney (kolejne 10 godzin lotu).
W Australii wylądowaliśmy w Prima Aprilis 1 kwietnia o godz. 6:10. W Sydney przetrzepano nam plecaki i namiot, czy nie znajdują się w nim śladowe ilości ziemi. Z radością powitaliśmy Sydney i poczuliśmy od razu ten australijski luz, który przejawia się m.in. w sportowym stylu - surfingowych spodenkach i japonkach, deskach na plecach, tak jakby wszyscy zamierzali zaraz iść na plażę. Korzystając na lotnisku z bezpłatnego Internetu poinformowaliśmy rodzinę i znajomych o szczęśliwym locie. Kupiliśmy też kartę telefoniczną za 5 AUD $ i zadzwoniliśmy do przyjaciół, u których zatrzymaliśmy się na 1 dzień, żeby zregenerować siły przed dalszym lotem na Tasmanię. Ten dzień poświęciliśmy na odpoczynek i spacery nad oceanem. Wieczorem z Romą i Kacprem zjedliśmy kolację w tajskiej knajpce - spodobał nam się tamtejszy zwyczaj przynoszenia własnego alkoholu do lokalu. Zamówiliśmy seafood, wołowinę i kurczaka z warzywami w kokosowym sosie (jedna porcja - naprawdę duża - ok. 10 AUD $). Spróbowaliśmy też herbaty ze słodkiego chińskiego ziemniaka z kokosowymi żelkami - pycha! Na koniec spacer pod pięknie oświetloną operą.

2 kwietnia

O 8:50 wylecieliśmy liniami Virginblue do Launceston - lot trwał 1,5 h. Przed wejściem na lotnisko nasze bagaże zamiast skanera zostały obwąchane przez psa, czy nie przewozimy żadnych owoców, roślin, warzyw. Zamierzaliśmy podjechać do centrum shuttle busem (12$/os.), ale nam zwiał, a na następny trzeba było czekać aż 2 godziny. Po małym lotnisku błąkało się zaledwie kilku podróżnych. Tasmania nie powitała nas gościnnym klimatem - szalejący wiatr, zimnica i deszcz zweryfikowała nasze wyobrażenia o tej australijskiej wyspie. Po godzinie stania w tych niesprzyjających okolicznościach złapaliśmy w końcu stopa - John podwiózł nas do centrum informacji turystycznej, gdzie dowiedzieliśmy się , że w Launceston są tylko 3 hostele dla backpackersów, a na dodatek dwa z nich są całkowicie zajęte (m.in. Launceston Backpackers, 103 Canning Street; 50 AUD $/dwójka). Pozostał nam więc niestety najdroższy z nich - Art. House (65 AUD $ dwójka za dobę - bez śniadania; 20 Lindsay Street; www.arthousehostel.com.au). Doczołgaliśmy się do niego pokonując kilka kilometrów w strugach deszczu, ni to przeklinając na warunki pogodowe, ni śmiejąc się ze tej włóczęgi, głodni niemiłosiernie i zmęczeni jeszcze dochodzeniem do siebie po 24 godzinnym locie z Polski, lekko przytłoczeni fatalną pogodą, która tak bardzo nas zaskoczyła na Tasmanii. Wybierając się tutaj w kwietniu (na początku tamtejszej jesieni) trzeba pamiętać o ciepłych rzeczach. Na niepogodę i zmęczenie najlepszy okazał się sen.

3 kwietnia

Nareszcie słońce! Piękny poranek i smaczne śniadanie - tost z kurczakiem, pomidorem i serem (4,5 AUD $) oraz kawa (3 AUD $). Dzisiaj dzień przeznaczony na rozpoznanie terenu. Najpierw ruszyliśmy do Domu Polskiego im. T. Kościuszki - budynek co prawda sprawiał wrażenie niezamieszkałego, ale spróbowaliśmy zasięgnąć tu języka odnośnie materiałów o Pawle Edmundzie Strzeleckim. Niestety bezskutecznie. Podróż śladami słynnego podróżnika zaczęliśmy od Launceston, ponieważ w tym właśnie mieście zatrzymał się Strzelecki 24 lipca 1840 roku i od niego rozpoczął swoje badania. Na Tasmanię przybył, żeby kontynuować badania i przeprowadzać swoje obserwacje naukowe z dziedziny geologii, minerologii, botaniki, zoologii i klimatologii wyspy, na farmach dokonywać analiz chemicznych gleby. Miał dużo szczęścia, ponieważ ówczesnym gubernatorem tej wyspy był admirał John Franklin, który popierał rozwój kultury i nauki, sam był odkrywcą, wsławionym podróżami do Arktyki. Zapewnił on Strzeleckiemu wsparcie w badaniach, służąc dobrymi radami w planowaniu eksploracji Tasmanii i przesyłaniem listów polecających do osadników, zapewniających Strzeleckiemu pomoc. Franklin znalazł ponadto w Strzeleckim człowieka, który mu pod każdym względem odpowiadał i wkrótce zaczął go uważać za jednego ze swoich najdroższych i najbardziej zaufanych przyjaciół. Strzelecki również wdał się w łaski Jane Franklin, która mając szerokie horyzonty, szczególnie ceniła długie konwersacje z hrabią Streleski (jak też na niego mówiono na Antypodach).
Zawartość informacji o Strzeleckim w bibliotece stanowej w Launceston przeszła nasze oczekiwania. Okazało się, że na Tasmanii jest to podróżnik znany i bardzo ceniony. Znaleźliśmy aż 7 książek o Strzeleckim. Natknęliśmy się tutaj także na gablotę upamiętniającą osiągnięcia naszego podróżnika, w której znalazło się m.in. jego największe dzieło naukowe, pierwsze wydanie z 1845 r. Launceston "Physical Description of New South Wales and van Diemen's Land" z dedykacją samego autora, będące rezultatem badań naukowych Strzeleckiego na Tasmanii. W książce tej Strzelecki jako pierwszy opublikował systematyczne sprawozdanie ze studiów naukowych na Tasmanii. Stała się ona klasyczną pozycją i ważnym dziełem w zakresie geografii i geologii Tasmanii. Uprzejmy bibliotekarz pozwolił nam ją dokładnie przejrzeć. Zebraliśmy wszelkie materiały o podróżach Strzeleckiego po Tasmanii wzbudzając jednocześnie dużą sensację i poruszenie wśród pracowników biblioteki, ciekawych naszej wyprawy.
Strona:  [1]  2  3  4  5  6  7  następna »

górapowrót
kursy walutkursy walut
[Źródło: aktualny kurs NBP]